Jeżeli interesuje Cię testowanie frontendu to zachęcam do zapisania się na newsletter Szkoły Testów poświęcony temu tematowi. Znajdziesz tam wiele materiałów o testowaniu, różnych narzędziach i technikach, a także dowiesz się w pierwszej kolejności o współtworzonych przeze mnie produktach związanych z testowaniem (coś fajnego się szykuje 😉). Zapisać można się tutaj.
]]>Przez ostatnie pół roku skupiłam się głównie na rozwoju mojej oferty zajęć z front-endu. W tym czasie przeprowadziłam ponad 110 zajęć i współpracowałam z 20 osobami. Uczyliśmy się wspólnie JavaScriptu, TypeScriptu czy testów, rozmawialiśmy o najróżniejszych frontendowych tematach (protokole HTTP, uwierzytelnieniu i autoryzacji, websocketach, mikrofrontendach itp.). Pracowaliśmy także nad różnymi projektami, zarówno nad przeglądarką pokemonów, jak i sklepem internetowym 😉. Pomagałam w przygotowaniach do zgarnięcia pierwszego, jak i kolejnych front-endowych stanowisk (w ten sposób 4 osoby, z którymi pracowałam zmieniły pracę). Powoli rośnie również mój serwer na Discord, który jest przestrzenią dla moich mentee. Cieszę się też bardzo z pozytywnych opinii o zajęciach. Uczestnicy podkreślają to, co jest dla mnie bardzo ważne - skupienie na praktycznej nauce oraz budowanie programistycznej pewności siebie. W trakcie pracy nad ofertą konsultacji pracowałam również na dwumiesięcznym kontrakcie, by podreperować trochę swój budżet i pocieszyć się pisaniem większej ilości kodu niż na co dzień.
Dodatkowo stworzyłam w tym czasie trochę frontendowych treści. Na blogu najchętniej czytaliście artykuł wprowadzający do Scruma oraz moje wskazówki odnośnie przygotowania do live codingu na rozmowie kwalifikacyjnej. Przeprowadziłam również pierwszy, a potem kolejny live o testach na YouTube. Obawiałam się formy na żywo, a okazało się, że bardzo mi się podoba. Dodatkowo, skoro już zaczęłam ogarniać OBSa to zrodził się w mojej głowie pomysł na streamowanie programowania na Twitchu 🙀 (co myślicie? oglądacie może programistycznych streamerów na Twitchu?).
Jeśli chodzi o mój biznes w liczbach, to prezentuje się to tak:
Jak sobie podumam nad tym, że za każdą z tych liczb stoi grupa osób, które poświęcają swój czas na czytanie i obserwowanie tego co robię to mega się cieszę i czuję wdzięczność 💜
Zaczynam stopniowo wychodzić z etapu bootstrapowania i walidowania moich pierwotnych pomysłów. W ramach działalności sporo się nauczyłam o tym, co się sprawdza, co jest potrzebne moim klientom i obserwującym, ale wiem też, że ogrom takiej nauki dalej przede mną. Ale nie mam nic przeciwko temu, bardzo lubię to analizować.
Wyzwania, które widzę przed sobą na najbliższy czas to:
Skorzystam z okazji i opowiem jeszcze trochę o tym, co u mnie będzie się działo w najbliższym czasie. Już za niedługo pojawi się:
Podsumowując, to było całkiem dobre pół roku, sporo się nauczyłam i wiem, co robić, by kolejne pół roku było jeszcze lepsze.
Do następnego!
Ania
Photo by Brooke Lark on Unsplash
]]>Jeżeli interesuje Cię testowanie frontendu to zachęcam do zapisania się na newsletter Szkoły Testów poświęcony temu tematowi. Znajdziesz tam wiele materiałów o testowaniu, różnych narzędziach i technikach, a także dowiesz się w pierwszej kolejności o współtworzonych przeze mnie produktach związanych z testowaniem (coś fajnego się szykuje 😉). Zapisać można się tutaj.
]]>Czymś charakterystycznym dla Scruma są iteracje, zwane sprintami. Jest to z góry określony czas, np. tydzień lub dwa, w trakcie którego zespół chce osiągnąć konkretny rezultat. Sprint rozpoczyna się planowaniem (z ang. "planning"). W trakcie tego spotkania wybiera się z backlogu (naszej listy zadań/funkcjonalności/historyjek użytkowników) te zadania, które będziemy realizować w nadchodzącym sprincie. Zespół estymuje jak dużo jest w stanie zrobić w trakcie następnej iteracji. Zadania, które postanawiamy wykonać w nadchodzącym czasie lądują w sprint backlogu.
Gdy już rozpoczniemy iterację to na bieżąco śledzimy nasze postępy. Zespół regularnie (najczęściej codziennie) uczestniczy w krótkich statusowych spotkaniach zwanych daily. Często rozpoczynają one dzień pracy i mają za zadanie zsynchronizować pracę członków i członkiń zespołu, wspierać radzenie sobie z pojawiającymi się problemami i służyć szybkiej wymianie wiedzy. Często odbywają się na stojąco (stąd też inna nazwa - “stand-up”), by upewnić się, że będą szybkie i nie będą się przeciągać. Dodatkowo stan prac jest śledzony również na tablicy (coraz rzadziej w formie offline, a częściej za pomocą narzędzi takich jak Jira, Trello czy Asana).
Po zakończonym sprincie, w trakcie przeglądu sprintu (z ang. "sprint review"), przyglądamy się temu co osiągnęliśmy w czasie minionej iteracji. Review często łączy się też z demo - pokazem nowo dodanych funkcjonalności. Innym spotkaniem, które towarzyszy zakończeniu iteracji jest retrospekcja. Jest to czas na przeanalizowanie sposobu, w jaki pracujemy. Przyglądamy się ostatniej iteracji, doceniamy to co osiągnęliśmy, myślimy nad tym, jak możemy ulepszyć nasz proces i co zrobić, by nie powtarzać błędów, które popełniliśmy. By skutecznie wpływać na pracę zespołu z retrospekcji chcemy wyjść z listą zmian/akcji, które chcemy wdrożyć (wraz z przypisaną do nich osobą). W trakcie sprintu niektóre zespoły przeprowadzają również spotkania nazywane z ang. refinementami, na których dyskutuje się nad zadaniami w backlogu, doszczegółowia je, sprawdza czy są kompletne i ogólnie przygotowuje je, by były gotowe do pracy w kolejnych sprintach. A po tak zrealizowanym sprincie i wyciągnięciu wniosków przychodzi pora na… kolejną iterację. I cykl się powtarza.
Uważam, że na start warto również wiedzieć o rożnych rolach, które przyjmują osoby pracujące w metodyce Scrum:
zespół
Chcemy, by scrumowy zespół był interdyscyplinarny (np. zawierał osoby o umiejętnościach związanych z front-endem, back-endem, designem (UX/UI), kontrolą jakości (QA)), ponieważ osoby o różnych umiejętnościach są w stanie realizować funkcjonalności od A do Z, a to sprawia, że zespół jest niezależny. Dodatkowo w kontekście zespołu scrumowego często pojawia się hasło - samoorganizujący się. Co to oznacza? Że zamiast czekać na przydział zadania od menedżera członkowie zespołu sami przydzielają sie do zadań, pracują nad ulepszeniem swoich procesów, w ten sposób osiągając lepszą organizację pracy niż sztywna, narzucona z góry (przynajmniej w teorii 😉)
Product Owner
Osoba, która zbiera wszystkie wymagania, od różnych osób, które mają swoje interesy w powstawaniu produktu, zarządza tymi wymaganiami w ramach backlogu oraz określa wśród nich priorytety.
Scrum Master
Osoba, która pomaga zespołowi w działaniu - np. facylituje spotkania, pomaga w usuwaniu różnych blokerów, pomaga w komunikacji z Product Ownerem i utrzymaniu porządku w backlogu tak, by zespół mógł skupić się na pracy nad celem sprintu.
Ten artykuł to tylko bardzo zwięzły wstęp do tematu oparty na moim stanie wiedzy i doświadczeniach. Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej, i to od ekspertów w temacie, to linkuję do kilku książek, z których ja uczyłam się Scruma:
Oraz innych przydatnych źródeł:
Jeśli planujesz rozpoczęcie pracy jako programistka lub programista i masz jeszcze jakieś pytania odnośnie tego jak wygląda praca w Agile’u z punktu widzenia developera to pytaj śmiało w komentarzu. Stale pracuję nad tym, by tworzyć treści, które są dla Was przydatne, więc jeśli ten artykuł Ci się przydał to daj znać!
A może chcesz zmienić branżę na IT, uczysz się programowania na własną rękę, ale potrzebujesz pomocy? Masz trudności ze zrozumieniem jakiegoś front-endowego tematu? A może chcesz się przygotować do rozmowy kwalifikacyjnej? Skorzystaj z 30-minutowej darmowej konsultacji ze mną - może będzie to wstęp do cudnej współpracy. Więcej informacji i możliwość zapisu znajdziesz tutaj.
Tyle na dziś, dziękuję Ci za uwagę!
Photo by Lala Azizli on Unsplash
Photo by David Travis on Unsplash
Live coding - nie zawsze ta forma się na rozmowie pojawia, ale jeśli już, jest to często jeden z najbardziej stresujących aspektów rozmowy. Gdy nie ma się doświadczenia w programowaniu w parach, taki sposób pracy może być na początku wręcz paraliżujący (wiem z własnego doświadczenia 😉). Warto tego typu sytuację wcześniej oswoić - programując przy bliskiej osobie i tłumacząc jej kod, który tworzymy, na takiej próbnej rozmowie kwalifikacyjnej czy nawet mówiąc na głos do siebie.
A jak się zachować już w trakcie tego typu rozmowy? Z mojej perspektywy ważne jest, by mówić! Gdy zapoznasz się z zadaniem, warto powtórzyć je rekruterowi własnymi słowami i upewnić się, że dobrze je rozumiesz. Potem koniecznie zastanów się, od której strony chcesz podejść do problemu. Dobrze jest stworzyć sobie w głowie plan gry - najpierw zajmę się X, potem przejdę do Y i podzielić się nim na głos. To sprawia, że druga osoba wie dokąd zmierzasz i nadaje to Twojej pracy ramy.
Gdy przejdziesz do realizacji zadania to również staraj się na bieżąco opowiadać o tym, co robisz, do czego zmierzasz. Obraz, który ja sobie przywołuję w takich momentach, to że tłumaczę koledze/koleżance co chcę zrobić i że wspólnie tworzymy ten fragment kodu. Muszę stale dzielić się z nim lub z nią tym, o czym myślę i co planuję, bo bez tego druga osoba nie będzie w stanie nic od siebie dodać, nijak mi pomóc.
W takim razie czy to oznacza, że trzeba cały czas mówić? Oczywiście że nie! Jeśli potrzebujesz chwili, by się zastanowić, przemyśleć coś spokojnie, to po prostu o tym powiedz. Jest to normalne, rekruter na pewno to zrozumie.
Czemu mówienie jest tak istotne na rozmowie kwalifikacyjnej? Jest to pokazanie naszych umiejętności komunikacyjnych w praktyce. Wbrew stereotypom o programistach w kraciastych koszulach pracujących w totalnym odosobnieniu, komunikacja to jeden z najważniejszych elementów pracy programisty - trzeba umieć mówić o kodzie i dbać o to, by być zrozumianym. Gdy pokażesz na rozmowie kwalifikacyjnej, że to umiesz, to masz na starcie dużego plusa przy swoim nazwisku.
Kolejny tip to: stawiaj małe kroki. Co to znaczy w praktyce? Gdy masz w głowie swój plan gry - najpierw zrobię X, potem Y - często się zatrzymuj i sprawdzaj, czy twój kod na danym etapie robi to, co powinien.
Czyhającą na Ciebie pułapką jest napisanie większego fragmentu, próba jego uruchomienia i zdanie sobie sprawy, że coś jest nie tak. A dokładniej czekające Cię długie debuggowanie w celu znalezienia błędu. To tak jakbyś programował z zamkniętymi oczami, dopiero na końcu zadania je otworzył i przekonał się, że nic nie działa! Warto co chwilę weryfikować czy kod działa zgodnie z naszymi założeniami.
A co jeśli po takim małym kroku dostajesz wynik, którego się nie spodziewałeś/spodziewałaś? W żadnym wypadku nie idź dalej! Powiedz, że coś jest nie tak i debugguj również na głos - rozważając rożne przyczyny problemu. I przede wszystkim - staraj się nie stresować taką sytuacją - to normalne, że coś idzie nie tak, takie jest programowanie. A plusem jest to, że w takim wypadku możesz również dodatkowo zademonstrować swoje umiejętności debuggowania.
Czemu to ważne? Mały błąd lub literówka może zmienić produktywne kodowanie w sesję długiego i nieprzyjemnego debuggowania. A tego nie lubimy i nie chcemy na rozmowie ;)
Ostatnia wskazówka również dotyczy komunikacji. Zadbaj o to, by precyzyjnie sie wyrażać. Gdy nie jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia o swoim kodzie to początkowo będzie to trudne - możemy popełniać błędy, nie wiedzieć jak nazwać to, co robimy i z czego korzystamy lub stosować skróty myślowe, które wprowadzają w błąd. Dlatego warto to ćwiczyć przed rozmową - na głos opisując swój kod, tłumacząc coś drugiej osobie. Ciekawe jest, że często dopiero mówiąc na głos o danym temacie uświadamiamy sobie, że nie do końca go rozumiemy. Więc jest to również okazja, by lepiej poznać jakieś zagadnienie.
Mam nadzieję, ze moje wskazówki przydadzą się Tobie w trakcie rekrutacji. A jakie są Twoje doświadczenia? Co byście dorzucili do tej listy?
PS
Jeśli chcesz wziąć udział w takiej próbnej rozmowie kwalifikacyjnej lub uczysz się front-endu i potrzebujesz pomocy w zrozumieniu jakiegoś zagadnienia to możesz skorzystać z mojej oferty konsultacji. Zaczynamy zawsze od 30 minut darmowej rozmowy - okazji na to by się poznać i zobaczyć jak mogę Ci pomóc 🙂
Zacznę od tego, że jestem wielką fanką pierwszej książki Gene Kim - “Projektu Feniks”. Bardzo spodobała mi się jej forma i to dzięki niej poznałam ideę DevOps. Z tego powodu, na “Projekt Jednorożec” wyczekiwałam z niecierpliwością i przeczytałam ją, gdy tylko została wydana po angielsku.
Tak jak “Feniks” skupiał się głównie na praktykach DevOps i ich wpływie na organizację i dostarczanie produktu, tak “Jednorożec” dotyczy problemów, z którymi mierzą się na co dzień programiści i programistki. Co nietypowe dla książek branżowych, cała wiedza przekazana jest w formie opowieści o fikcyjnej firmie IT i perypetiach jej pracowników.
Dla mnie też ogromnym plusem jest to, że główną bohaterką jest badass senior programistka (a nie programista), co jest cudną odmianą i walką ze stereoptypami ❤️
Książkę w wersji papierowej i elektronicznej można kupić tutaj.
Ta książka to nie żarty: blisko 600 stron napakowanych informacjami o bazach danych, replikacji, transakcjach, systemach rozproszonych i przetwarzaniu danych. Dowiecie się z niej np. o wewnętrznych mechanizmach zapisu danych w bazach, o róznych strategiach replikacji, o serializacji (protobufs, Thrift, Avro), o tym, jak realizowane są transakcje w bazach danych, o spójności i konsensusie i wiele, wiele więcej. Powiem Wam szczerze, nie czytało się jej łatwo i z pewnością nie jest to lektura do poduszki. Przeczytałam raz, sporo przyswoiłam, ale będę do niej wracać, bo bardzo dużo mi niestety umknęło w trakcie czytania.
Z mojej perspektywy obowiązkowa lektura dla programistów i programistek back-end.
Możecie ją kupić np. tu.
Książka z pewnością przyda się wszystkim, którzy programują przy użyciu TypeScriptu. Nie jest to wprowadzenie do języka, nie tłumaczy podstaw, ale wyjaśnia wiele niuansów i podaje sposoby na ulepszenie Waszego TSowego kodu. Zorganizowana jest w formie 62 krótkich porad, więc idealna do czytania na raty przy porannej kawie czy lunchu. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak tworzyć lepsze typy w Waszych aplikacjach, zrozumieć niektóre niespodziewane (na pierwszy rzut oka) błędy zgłaszane przez kompilator TSa czy poznać metody na łatwiejszą migrację z JSa to ta książka przypadnie Wam do gustu.
Znajdziecie ją np. w tym miejscu.
Od pewnego czasu staram się ograniczać książki o efektywności osobistej, produktywności itp. Sporo ich czytałam w pewnym momencie i te treści zdecydowanie mi się przejadły (oprócz “Pracy głębokiej”, do niej ciągle wracam i wracam). Dałam jednak szansę “Głodnym czasu”, trochę spodziewając się motywującego BS i oklepanych już metod. A jednak, po tej lekturze, kilka ważnych dla mnie myśli zostało mi w głowie na dłużej i planuję je dalej wdrażać do mojego życia w tym roku. Autorka zwróciła mi uwagę na to, jak wartościowy jest czas przeznaczany na pracę i rozwój zawodowy i jak istotne jest jego dobre wykorzystanie. Doceniłam również fragmenty na temat planowania atrakcyjnego wypoczynku i zapewnianiu sobie rozrywki wysokiej jakości (w kontrze do łatwego zalegania przed telewizorem z braku lepszej alternatywy).
Polecam w szczególności pracującym zawodowo kobietom, które chcą lepiej zorganizować pracę i życie rodzinne. Książkę można kupić tu.
Ta książka znalazła się na mojej czytelnicznej liście dzięki rekomendacji @janina.daily. Ciekawa, napisana lekkim stylem i bardzo przyjemna w czytaniu. Czy liczba osób mieszkających na Ziemi będzie się stale powiększać? Jak dużo dzieci jest obecnie szczepionych? Ile wynosi średnia długość życia? W trakcie lektury wasza wiedza na temat dobrobytu na świecie zostanie sprawdzona - całkiem prawdopodobne, że widzicie świat w ciemniejszych barwach niż jest w rzeczywistości 😉 Oprócz wielu ciekawych (i często niespodziewanych) danych statystycznych odnajdziecie tu również opis wielu błędów poznawczych, które sprawiają, że interpretujemy świat tak, a nie inaczej.
W mojej ocenie to świetna, podnosząca na duchu lektura na ten pandemiczny czas. Możecie ją zakupić np. tutaj.
A co jest Waszym czytelnicznym TOP 2020? Podzielcie się koniecznie w komentarzu!
W treści tego artykułu zostały użyte linki afiliacyjne. Jeśli zdecydujecie się na kupno książek z mojego polecenia dołożycie również cegiełkę do rozwoju kernelgonnapanic. Takie win-win ❤️.
Photo by Florencia Viadana on Unsplash
]]>Produktów tych marek używasz z pewnością na co dzień. Są to duże firmy technologiczne, obsługujące tysiące użytkowników każdego dnia. Czy zastanawiałeś się, w jaki sposób są zbudowane ich aplikacje? Jak na co dzień wygląda praca nad tymi produktami?
Okazuje się, że możemy o tym przeczytać - sporo się nauczyć i poszerzyć nasze horyzonty. Wiele firm technologicznych prowadzi blogi, gdzie programiści, programistki (i nie tylko!) piszą o swoich doświadczeniami z pracy nad produktami o ogromnej skali. Opisują techniki ich projektowania i tworzenia, ich utrzymywania oraz zapewniania jakości, a także dzielą się wnioskami z pracy z różnorakimi technologiami (często np. tworzonymi bezpośrednio przez nich).
Co jest szczególnego w blogach dużych firm technologicznych w porównaniu do innych blogów technicznych?
Skompilowałam dla Was listę ciekawych blogów z linkami do artykułów, które mnie zainteresowały:
W tym zestawieniu nie mogło zabraknąć Netflixa. Na ich technicznym blogu możemy przeczytać o streamingu video, infrastrukturze, decyzjach produktowych i lekcjach z rozwijania systemów, z których na co dzień korzysta ogromna liczba użytkowników. Polecam równie zajrzeć na ich kanał na YouTube poświęcony tworzeniu UI - Netflix UI Engineering.
Ciekawe artykuły:
Pisząc o blogu Dropboxa, nie mogę nie wspomnieć o szacie graficznej. Wygląda schludnie i bardzo łatwo się czyta. Dla mnie cudo! Jeśli chodzi o zawartość to najbardziej rozbudowany jest dział Infrastruktura. Blog jest mocno techniczny, poza infrastrukturą poruszane są również tematy: Frontend, Mobile, Security, Machine Learning. Możemy również przeczytać case study z wprowadzania większych zmian technologicznych np. migracji z Pythona 2 do 3 czy z CoffeeScriptu do TypeScriptu.
Ciekawe artykuły:
Na blogu prowadzonym przez zespół inżynieryjny Slacka możemy znaleźć opisy wielu procesów, których używają w pracy nad swoim produktem, np. w jaki sposób prototypują nowe funkcjonalności czy wypuszczają nowe wersje aplikacji. Dodatkowo można przeczytać o tym, jak wygląda standardowy dzień w Slacku dla osób na różnych stanowiskach czy jak radzili sobie z wyzwaniami, które pojawiały się przed ich aplikacjami. Polecam zajrzeć, każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Ciekawe artykuły:
Spotify sporo pisze o ludziach, przeprowadza wywiady ze swoimi pracownikami, pytając ich jak spędzają dnie i co jest częścią ich pracy. Ciekawie jest podejrzeć jak pracują i organizują sobie pracę inni. Opisują również techniki, które stosują na co dzień, np. golden paths czy ADR (Architecture Decision Record), a także zasady, którymi się kierują. Czysto technicznych postów również się trochę znajdzie.
Ciekawe artykuły:
Co byście dodali do tej listy? Na jakie techniczne blogi zaglądacie?
Zdjęcia wykonane przez freddie marriage, Austin Distel i Mollie Sivaram, dostępne na Unsplash
]]>Pewnie zauważyliście, że ostatnio więcej można mnie spotkać w internetach. To właśnie za sprawą tej zmiany. Chciałam napisać tego posta, by oficjalnie to ogłosić, opowiedzieć więcej o powodach, o tym, co udało mi się stworzyć w tym miesiącu oraz planach na przyszłość.
Zacznijmy od dlaczego. Chęć skupienia się w większym stopniu nad kernelgonnapanic chodziła mi po głowie od dłuższego czasu. W mojej wyobraźni istniał idealny obrazek: 8h pracuję nad aplikacjami dla moich klientów, a wieczory spędzam rozwijając moją markę. Ale w praktyce to się nie udawało. Brakowało mi energii i kreatywności, by tak działać. Długo łudziłam się, że to możliwe, że po prostu nie daje z siebie wszystkiego, co powinnam. Z tych dwóch zajęć któreś zawsze było zaniedbywane i w 95% przypadków był to mój blog i plany z nim związane.
I wtedy wydarzyła się pandemia. To ona sprawiła, że na serio zaczęłam się zastanawiać nad tym kiedy w końcu znajdzie się czas na rozwój kernelgonnapanic. Wiecie, było sporo czasu na przemyślenia i zadawanie sobie pytań odnośnie tego, czy podoba mi się to gdzie jestem. Przeanalizowałam za i przeciw, porobiłam plany i postanowiłam dać sobie szansę. Wypowiedziałam umowę z moim głównym klientem i dostałam wolną rękę. Teraz pora, by zaprząc moją kreatywność do działania i stworzyć coś wartościowego dla innych.
A jakie cele stawiam przed sobą i kernelgonnapanic? Chcę pokazywać jak, będąc frontendowcem, wejść “na wyższy poziom”, zarówno pod względem technicznym, jak i kompetencji miękkich. Uczyć umiejętności potrzebnych do tego, by z sukcesem dowozić projekty, umieć dostarczać wartość - być profesjonalistami w naszym zawodzie. Organizować warsztaty, prowadzić zajęcia, dostarczać materiały, wydawać kursy - edukować i tworzyć społeczność profesjonalistów.
Pierwszy miesiąc daje mi poczucie, że jestem na dobrym szlaku. Bardzo dobrze się czuję pracując w ten sposób. Kontakt z Wami, moimi podopiecznymi, czytelnikami i obserwatorami, daje mi dużo energii i szczęścia. Mam okazję nawiązywać relacje z osobami, które śledzą moje profile w internecie i słyszeć, że to co robię ma sens i jest dla innych wartościowe. Przede mną jeszcze tona pracy, muszę lepiej zorganizować swój dzień i lepiej zarządzać zadaniami. Uczę się nowych umiejętności związanych ze sprzedażą, biznesem, tworzeniem własnych produktów i prowadzeniem kanału na YT. Ale przede wszystkim jestem ogromnie wdzięczna Wam za to, że mnie czytacie i oglądacie <3
Jeśli spojrzeć na to, czym zajmowałam się w trakcie tego miesiąca to:
Pomysły na kolejne miesiące już mi się klarują w głowie. Będzie ciekawie, będzie dużo mięska, będzie dużo pracy i mam nadzieję dużo satysfakcji. Będę informować o wszystkim co się dzieje na bieżąco, a najwięcej jest mnie ostatnio na Instagramie, więc wpadajcie i obserwujcie :)
Zdjęcie tytułowe wykonane przez Danielle MacInnes dostępne na Unsplash
]]>Hejka!
Dziś zapraszam Was do obejrzenia mojego pierwszego filmu na YouTube. Zrecenzowałam książkę “Brotopia. Kobiety a Dolina Krzemowa” autorstwa Emily Chang, a także podzieliłam się własnymi przemyśleniami na temat sytuacji kobiet w IT i moimi osobistymi doświadczeniami.
Zapraszam do oglądania! Jeśli film Wam się spodobał, dajcie kciuka w górę ;)
Zdjęcie tytułowe wykonane przez Om Malik dostępne na Unsplash
]]>Jakiś czas temu słuchałam książki Brené Brown “Dare to lead”. Brené została mi polecona przez moją menadżer. Gdy poprosiłam ją o książkowe rekomendacje, dzięki którym mogłabym się rozwinąć, jej pierwszymi słowami były: “Brené Brown - koniecznie musisz ją poznać”.
“Dare to lead” mnie zmiażdzyło.
Wielokrotnie zatrzymywałam się w trakcie spaceru, by dokładnie wysłuchać jakiegoś fragmentu. Rozdziałów o empatii i feedbacku trudno się słuchało, bo były tak napakowane nowymi koncepcjami, że mój mózg nie nadążał przetwarzać na bieżąco. A po zakończeniu obiecałam sobie, że przesłucham ją koniecznie kolejny raz.
Dziś chciałabym podzielić się z Wami kilkoma ideami z książki, które szczególnie do mnie przemówiły.
Brene w swojej książce przywołuje metaforę, która bardzo mi się spodobała. Mówi o człowieku wchodzącym na arenę, odwołując się do przemówienia Roosvelta. Wyjście na arenę to wyjście naprzeciw czemuś niewygodnemu. Wystawienie się na dyskomfort, “krew, pot i łzy”. Zadanie niewygodnego pytania, które wszyscy na spotkaniu omijają. Udzielenie komuś szczerego feedbacku. Wysłuchanie podobnego feedbacku. Przyznanie się do błędu. Zrobienie czegoś, co niesie za sobą ryzyko porażki (awaryjny deploy na produkcję, poważna zmiana architektoniczna), wystawienie swojego pomysłu na krytykę innych. Wyjście na arenę z podniesioną głową.
Mówi o tym, że na arenie nie jest się samemu. Na widowni otacza Cię grono krytyków i cyników, którzy będą komentować twoje działania z oddali. Jednak jedyne co powinno Cię interesować to zdanie innych osób, które wychodzą na arenę, które same podejmują to samo ryzyko porażki i ośmieszenia. Tylko ich zdanie jest w tej sytuacji wartościowe.
Musisz wychodzić na arenę, jeśli chcesz być dobrym liderem. Powinieneś się tam nawet zadomowić (jeśli to jest w ogóle możliwe). Odsłonięcie się i zaryzykowanie porażki to sposób na budowanie zaufania między ludźmi. Te niewygodne pytania czy działania niosące ze sobą ryzyko to zazwyczaj te elementy naszej pracy, które posuwają sprawy do przodu.
Muszę przyznać, że po raz pierwszy z tematem empatii w miejscu pracy spotkałam się całkiem niedawno. Moją pierwszą reakcją było coś w stylu: “Eeee… empatia w pracy? Ale jak? Co to realnie znaczy?”.
Będąc “wychowywana” w polskich software house’ach, nikt nie zwrócił do tej pory mojej uwagi na ten temat. Okazuje się jednak, że jest to istotny element bycia liderem i osobą, która “pomnaża” pracę innych.
Empatia to pozwolenie komuś na mienie gorszego dnia, na przyniesienie całego siebie do pracy. To powstrzymanie się od powiedzenia: “A ja to miałem gorzej”. Empatia to umiejętność, której możemy się nauczyć, a Brene w “Dare to lead” pokazuje nam jak możemy to osiągnąć.
Każdy go odczuwa, ale nikt o nim nie mówi. Pojawia się, gdy jesteśmy z naszej pracy bardzo dumni, ale nasz szef mówi, ze zupełnie nie o to mu chodziło. Czujemy go, gdy zadania i priorytety zmieniają się tak szybko, że za nimi nie nadążamy i czujemy się niepotrzebni. Gdy jesteśmy obiektem plotek, dyskryminacji, gdy czujemy się niewystarczająco produktywni czy jesteśmy zwalniani.
Gdy jest go już na tyle dużo w naszej organizacji, że jest widoczny gołym okiem - to znaczy, że jest już bardzo źle.
W polskim IT brakuje nam dobrych liderów. Osób, które będą w stanie uruchomić (często ukryty) potencjał innych. Które z grupy programistów przeciągających zadania z jednej kolumny do drugiej zbudują zespół osiągający świetne wyniki. Czemu?
Bo taka inwestycja w ludzi się nie opłaca? Bo rozmowy o odwadze czy empatii to psychologiczne dyrdymały i nie ma na nie czasu między jednym zadaniem a drugim? Bo programistom wystarczą PlayStation i batony, aby być zadowolonymi ze swojego miejsca pracy?
Według mnie w ten sposób nie wykorzystujemy potencjału, który w nas jest. Gdy otworzymy się na innych, znajdziemy w sobie odwagę na niewygodne rozmowy, nauczymy się przekazywać innym feedback troszcząc się o ich rozwój zrobimy duży krok naprzód.
PS Gorąco polecam Wam książkę “Dare to lead”*, a w wersji ekspresowej jej talk TED Talk oraz wykład dostępny na Netflix.
Photo by Anoir Chafik on Unsplash
*link afiliacyjny
]]>Na blogu od czerwca pustki. Przez ten czas nie miałam weny, czułam, że wszystko już było, że to moje blogowanie nie ma sensu. Rozpoczęłam kilka postów, ale wszystkie utknęły na etapie szkiców. Jednak ostatnio kilka osób odezwało się do mnie z pytaniem: Ania, kiedy kolejny post? Przemyślałam to, mam pomysł na kilka artykułów, postaram się przelać je na internetowy papier.
Statystki: w październiku 308 UU. Daleko do tegorocznego celu. Postaram się podziałać w grudniu, zobaczę co uda mi się osiągnąć w trakcie miesiąca.
Praga, Majorka, Berlin, Szwajcaria, Monachium, a w planach kolejna - mikołajkowa - wizyta w Berlinie. Plan na podróże uważam za zrealizowany 💪
Do egzaminu CPE miałam podchodzić w tym tygodniu. Jednak… egzamin został odwołany. Po dłuższych przemyśleniach postanowiłam zrezygnować z tego celu. Doszłam do wniosku, że nie jest to coś, czego potrzebuje. Nie widzi mi się pisanie esejów, wolę się skupić na nauce mówienia w danym języku. Aktualnie rozważam lekcje z native speakerami online.
Moje zamiłownie do sportu przechodzi ciągłe zmiany. Aktualnie chodzę na basen, cel biegowy został całkowicie zapomniany. Ale nie czuję się z tym w żadnym wypadku źle. Robię to, co mi służy w danym momencie. I to jest dobre. 🏊♀️
To, co chciałabym zmienić, to spędzać więcej czasu na aktywności fizycznej. Lenistwo nie powinno tak często nade mną zwyciężać :)
Cel czytelniczny jest dla mnie zdecydowanie najłatwiejszy. Aktualnie licznik zatrzymał się na 35/40. Do końca roku spokojenie zrealizuję swój plan. Moją czytelniczą przygodę i jednozdaniowe recenzje książek możecie śledzić na moim profilu na Instagramie.
Prace nad aplikacją w Django planuję na nadchodzący miesiąc. Dodatkowo przerabiam również materiał z kursu Droga Nowoczesnego Architekta. Uważam, że w ciągu ostatnich miesięcy zdecydowanie rozwinęłam się jako programistka i nie mogę się doczekać tego, co jeszcze na mnie czeka w tej branży.
Pomysły kiełkują, ale do realizacji większości z nich przystąpię zapewne dopiero w przyszłym roku. Jednak jedna z nowości w moim repertuarze powinna pojawić się już całkiem niedługo.
W czasie, gdy mnie nie było na blogu, robiłam również wiele innych rzeczy, które sprawiały mi mnóstwo frajdy. Zaczęłam jeść wegańsko (to już miesiąc!), rozpoczęłam wyzwanie Jadłonomi inspirowane The Awwwesomes. Zapisałam się na kurs bachaty. Wróciłam do pływania i saunowania. Podjęłam ważne decyzje. To był dobry czas, mimo że nie realizowałam celów, które założyłam sobie na początku roku. I to skłania mnie do przemyśleń. Cele na przyszły rok będą jednak inne.
Patrząc na te moje założenia i porównując je do tego, o czym obecnie myślę, widzę jak się zmieniam. Zwracam uwagę na to, w jaki sposób spędzam swój czas, zadaję sobie pytanie: czy napewno skreślenie kolejnego punktu z todo listy jest najważniejsze. Duży wpływ na to mają ludzie, którzy są dookoła mnie, z którymi pracuję i się przyjaźnię. Dziękuję Wam za to z całych sił!
Ania
Photo by Matt Ragland on Unsplash
]]>Zacznijmy od bloga :) Zdecydowanie planuję kontynuować pracę nad tym obszarem. Maj wypadł, przyznajmy to, słabo. Nic nie opublikowałam, liczba unikalnych użytkowników wyniosła w tym miesiącu 299. Mam jednak nowy pomysł na to, w jaki sposób pracować nad postami. Właśnie go testuję i mam nadzieję, że przyniesie rezultaty, o których myślę. Nowe, wartościowe treści to podstawa, ale chciałabym również pomyśleć nad innymi sposobami, dzięki którym mogłabym dotrzeć do większego grona osób. Jeśli macie jakieś pomysły, dajcie znać w komentarzu.
Jestem właśnie w trakcie organizowania kilku wyjazdów wakacyjnych i jesiennych. Licznik powinien pójść w górę już niedługo.
Zdecydowałam się nie podchodzić do egzaminu CPE w czerwcu, głównie z powodu innych zobowiązań (ahh… magisterka). Aktualny plan uwzględnia to, by zmierzyć się z nim w grudniu oraz by zapisać się (i zapłacić za niego) jak tylko pojawi się taka możliwość. Wtedy nie będzie już odwrotu ;)
Moim czytelniczym celem na 2019 jest przeczytać 40 książek. Jakoś dziwnym trafem, całkiem przypadkiem, to z tym wyzwaniem mam najmniej problemu 😂. Obecnie mój licznik wskazuje 17/40, a to znaczy, że robię postępy zgodnie z planem. Moje czytelnicze zmagania i opinie możecie śledzić na Instagramie. Wszystkie przeczytane przeze mnie w tym roku książki znajdziecie w wyróżnionych relacjach na moim profilu.
Sportowo wracam powoli do regularności. Ćwiczę 2-4 razy w tygodniu, pracując głównie nad zwiększeniem ogólnej sprawności. Aktualnie trenuję w domu z programem FB Bodyweight Fitness Blender. Moim kolejnym celem jest zrealizowanie planu Natachy Oceane Move. Mam nadzieję, że to pomoże mi zbudować dobrą bazę do osiągnięcia moich sportowych celów z poziomu pierwszego.
W dwóch obszarch zdecydowałam się na zmiany. Pierwszym z nich jest bieganie. Wizja maratonów nie jest już dla mnie tak atrakcyjna jak kiedyś (a już w szczególności tych, w których moje kolana na każdym kroku spotykają się z betonem). Chciałabym jednak osiągnąć coś, czego do tej pory, wstyd przyznać, nigdy nie udało mi się zrobić. W tym roku planuję przebiec 5km poniżej 30 min. Endomondo zeznaje, że moja najlepsza “piątka” to 33:56 i rekord ten pochodzi z kwietnia 2017. Pora na nowy! Planuję biegać odcinki tempem, który pozwoli mi na pokonanie tej granicy, co jakiś czas je wydłużając oraz zwiększając ich ilość (aż będę biegać 5 km).
Drugi obszar to programowanie. Obecnie dużo dobrego dzieje się w tej kwestii w moim zawodowym życiu. Jednym z wyzwań, które stawiam sobie na 2019 jest stworzenie małej backendowej aplikacji w Django. Aktualnie czytam sobie Two Scoops of Django, w kolejnym kroku będzie pora usiąść do kodu.
Muszę powiedzieć, że bardzo przyjemnie pisało mi się ten post. Cieszę się, że ponownie spojrzałam na moje cele i czuję, że jestem na dobrej drodze do ich realizacji.
A jak idzie realizacja Waszych celów? Czy Wam również gdzieś po drodze, w ciągu roku, zmieniają się priorytety? Jak się z tym czujecie? Dajcie znać!
Photo by Matt Ragland on Unsplash
]]>Ja również zdecydowałam się pójść tą ścieżką. Możliwe jest, że w niedalekiej przyszłości będę zmieniać miejsce zamieszkania, nie chciałam, by wymuszało to na mnie zmianę miejsca pracy. Dodatkowo chciałam skorzystać z możliwości jakie daje mi zawód programisty - pracy z dowolnego miejsca na świecie w fajnym, wspierającym mnie środowisku czy udoskonalenia mojego angielskiego. To skłoniło mnie do tego, by zacząć się za takimi kontraktami rozglądać. I wtedy pojawiło się pytanie.
Ok, wiem, że chcę pracować zdalnie, ale co dalej?
Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o tym, jak wyglądała moja droga do tego celu. Nie będą to konkretne wskazówki. Chcę się tylko podzielić moimi doświadczeniami, bo czuję, że mogą być przydatne dla innych.
Do tej pory, szukając nowego miejsca pracy, nie zastanawiałam się porządnie nad tym, czego tak naprawdę potrzebuję i czego szukam. Bazowałam w większości na ogólnych odczuciach, zadając sobie pytania: “Czy mi się tu podoba?”, “Czy chciałabym tu pracować?”. Niestety, to podejście okazało się niewystarczające. Po pewnym czasie dochodziłam do wniosku, że w nowym miejscu nie mam możliwości rozwoju lub przeszkadza mi organizacyjny bałagan.
Tym razem postanowiłam doprecyzować, jakie są moje potrzeby i jakie mam oczekiwania w stosunku do nowego projektu. W ten sposób stworzyłam poniższą listę, która pomagała mi w trakcie rekrutacji.
- praca zdalna (codzienna, z dowolnego miejsca, z możliwością pracy asynchronicznej) - podstawowe założenie
- współpraca z średniego rozmiaru organizacją, mającą pewną strukturę, procesy itp. (odpadają kilkuosobowe start-upy oraz korporacje)
- praca w firmie, która rozwija swój produkt (nie chciałam dłużej pracować dla agencji)
- praca w całości po angielsku (mój angielski w ostatnim czasie zdecydowanie zaśniedział i pora było go rozruszać)
Muszę przyznać, że z perspektywy czasu stworzenie tej listy było bardzo przydatne i polecałabym to każdemu, kto planuje znalezienie nowego zajęcia. Pozwoliła mi ona na skupieniu się na tym, czego szukam. Czułam się pewniej odrzucając oferty, które nie pasowały do mojego planu i w rezultacie znalazłam taką, która w 100% mi odpowiada.
Mając plan, zaczęłam rozglądać się za ofertami. Swoje poszukiwania rozpoczęłam od We work remotely, Remote.co oraz Just Join IT. Szybko odpuściłam sobie ostatni z serwisów, ponieważ nie jest on skoncentrowany na pracy zdalnej oraz przeważały tam oferty pracy agencyjnej.
Z wielu ofert, które na pierwszy rzut oka mnie zainteresowały, postanowiłam wybrać 5. W swoim wyborze kierowałam się tym, które z ofert najbardziej pasowały do moich umiejętności, moich oczekiwań (również finansowych) i stylu pracy, który lubię. Dlaczego tylko 5? Stwierdziłam, że każdy z procesów rekrutacyjnych będzie wiązał się z nakładem czasu i energii i jeżeli chcę się do nich przyłożyć, muszę ograniczyć ich liczbę. Dodatkowo wiedziałam, że jeśli nie uda mi się znaleźć odpowiedniej oferty w ramach pierwszej “tury”, wtedy rozpocznę rozmowy z kolejnymi 5 firmami, w ramach kolejnej. Ostatecznie byłam gotowa zrezygnować z któregoś z moich oczekiwań, gdybym miała problemy ze znalezieniem czegoś odpowiedniego dla mnie.
Same procesy rekrutacyjne rozpoczynały się zazwyczaj od przesłania CV, często również listu motywacyjnego. CV dostosowywałam do danej oferty, podkreślając te aspekty mojego doświadczenia, jak również te umiejętności, które były najistotniejsze z punktu widzenia danej firmy. Napisałam również sporo listów motywacyjnych, których stworzenie jest zawsze dodatkowym wysiłkiem. Uważam jednak, że jeśli są wymagane czy nawet mile widziane, warto ten dodatkowy trud ponieść.
Z 5 firm, na moje zgłoszenie odpowiedziały mi 3, z czego 2 zaproponowały kontynuowanie naszych rozmów. Nadeszła pora na screeningi (krótkie rozmowy mające na celu poznanie się i wyrobienie sobie pierwszej opinii) oraz dalsze rozmowy kwalifikacyjne. W trakcie kolejnych wirtualnych spotkań również kodowałam, dzieląc ekran z osobami, które oceniały moje techniczne umiejętności.
Ten czas wiązał się dla mnie z dużym stresem. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że szukając pracy zdalnej, konkuruję z ludźmi z całego świata. Ta świadomość zdecydowanie nie ułatwiała sytuacji. Jednak całkiem skutecznie udawało mi się z tymi wątpliwościami oraz stresami walczyć. Powtarzałam sobie, że najważniejsze to dać z siebie wszystko, co mam w danym momencie i nie myśleć o tym, czy to wystarczy. Jeśli nie uda się tym razem, będą przecież kolejne.
Okazało się, że kolejna runda rozmów nie była potrzebna. Zdecydowałam się przyjąć ofertę.
Obecnie, od 4 miesięcy współpracuję z firmą LaterPay, pracując w pełni zdalnie. Cieszę się z tego, w jaki sposób udało mi się poprowadzić siebie przez proces szukania nowego projektu oraz z efektu, jaki uzyskałam. Udało mi się odnaleźć zajęcie, które spełnia wszystkie punkty na liście moich oczekiwań i gdzie, czuję, że mogę się rozwijać każdego dnia.
Dajcie znać jakie są Wasze obawy czy pytania dotyczące szukania pracy zdalnej. Planuję wpis w postaci Q&A na temat pracy zdalnej już niedługo, chętnie rozwieję w nim Wasze wątpliwości.
Do następnego!
Photo by Andrew Neel on Unsplash
]]>Ostatnio obejrzałam całkiem krótki, ale treściwy kurs produktywności na Skillshare, prowadzony przez założyciela tej platformy. Jedna z porad, której udzielił Michael bardzo mi się spodobała i postanowiłam ją wdrażać do swojego życia. Mówił on o tym, w jaki sposób wyznacza sobie priorytety na dany tydzień. Wyobraża sobie piątek wieczór, kiedy siada sobie po pracy z piwkiem i myśli co fajnego i wartościowego udało mu się w ciągu minionego tygodnia zrobić. Na podstawie tego, stawia sobie 3 cele na dany tydzień, które są priorytetem. Sposób ten pozwala na uniknięcie “bycia zajętym” na rzecz produktywnej pracy. Zajęcia, które nie posuwają nas do przodu, a jedynie tworzą ułudę produktywnej pracy (jak np. odpowiadanie na maile) mają raczej nikłe szanse na znalezienie się na naszej liście priorytetów. Czy patrząc z perspektywy, potraktowalibyśmy dzień odpowiadania na maile jako nasz sukces? Raczej nie.
Zauważyłam, że mam tendencję do robienia rzeczy łatwych, mimo że nie są najważniejsze. Trenuję się i pilnuję, by zaczynać od tych rzeczy, które rzeczywiście zrobią różnicę. Wyznaczam sobie takie priorytety na dzień, jak i na cały tydzień. Cele tygodniowe dzielę dodatkowo na zawodowe i osobiste (po 3 z każdej dziedziny). W ubiegłym tygodniu, jednym z moich personalnych zadań było wyjście na spacer (tak bardzo tego potrzebowałam po prawie 2 tygodniach choroby). Udało się i bardzo się cieszę, że mogłam zrobić coś dla siebie.
Kolejnym problemem, który u siebie zauważyłam jest to, że harmider i wydarzenia dnia sprawiają, że tracę swój cel sprzed oczu. Bywa tak, że wraz z postępem dnia rozkojarzam się i zaczynam robić coś, co jest łatwe, ale nie jest tym, co jest najważniejsze. Chyba już tak to jest, lubimy sobie ułatwiać, iść po najmniejszej linii oporu, ale niestety zazwyczaj nie jest to to, co przynosi efekty.
Dlatego zaczęłam praktykować przerwy, w trakcie których zatrzymuję się i pytam siebie: “Czy to, co robię, to w danej chwili najlepsza rzecz, jaką mogę zrobić, by posunąć się naprzód w realizacji celów na dany dzień?”. Często okazuje się, że nie. Wtedy zastanawiam się, co mogę zrobić, by rzeczywiście zrobić postęp i bez wyrzutów sumienia, że czegoś nie domknęłam, zmieniam zadanie nad którym pracuję. Pozwala to, znów, nie zatracać się w “byciu zajętym” i nieustannie kwestionować zasadność tego nad czym pracujemy. Ta metoda już kilka razy pozwoliła mi uniknąć zakopania się w czym, co z perspektywy czasu byłoby nic nie warte.
Często, gdy mam się zabrać za jakąś pracę, czuję opór. Takie uczucie niewygody, które chciałoby się usunąć poprzez zajęcie się czymś łatwym i niewymagającym. Spojrzeniem na Facebooka, Instagrama czy Twittera. Przejrzeniem poczty. Dla mnie, sposobem na rozprawienie się z tym problemem, stało się Pomodoro. Jest to technika polegająca na naprzemiennej pracy i odpoczynku. W klasycznej wersji po 25-minutowym odcinku skupienia następuje 5-minutowa przerwa. Jednym z celów tej techniki jest ułatwienie nam walki z uczuciem przytłoczenia. Minimalizujemy nasz cel do zaczęcia i pracy przez 25 minut (nad naszym aktualnym priorytetowym zadaniem). I to zazwyczaj wystarcza. Gdy się rozkręcimy i pozbędziemy tego początkowego oporu, praca jest dużo łatwiejsza.
Wiele osób stosuje Pomodoro przez dłuższy czas, np. określając ile takich sesji chcieliby każdego dnia zrealizować. Ja natomiast używam tej techniki tylko po to, by ułatwić sobie rozpoczęcie pracy. Później preferuję robić sobie przerwy wtedy, kiedy potrzebuję.
No i właśnie. Przerwy. Zaczęłam dbać o to, by robić je regularnie. Gdy pracowałam z domu, moim celem było odejść od komputera i powyginać się trochę na piłce. Rozluźnić plecy, pozwolić krwi napłynąć znów do mózgu. Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że odchodziłam od komputera sfrustrowana tym, że nie mogę rozwiązać jakiegoś problemu, a po kilku minutach rozciągania, ćwiczenia stania na rękach (tak, dalej trenuję 💪) wracałam przed ekran i ciach! - nowy pomysł pojawiał się znikąd.
Od momentu gdy zaczęłam pracować w przestrzeni coworkingowej, w czasie przerwy na lunch staram się pooddychać na świeżym powietrzu, złapać trochę słońca (wiosna 🌸) i przejść się. Dzięki temu, gdy startuję pracę w drugiej połowie dnia, mam siłę i energię, by zabrać się za nowe i wymagające zadania. Ważne jest dla mnie też, by się nie przejadać i tym samym wprowadzać w stan poobiedniego uśpienia. Czasem również, gdy mam taką ochotę, wspieram się w tym momencie kawą.
Pracując zdalnie z domu, próbowałam różnych sposobów na ustalenie granic między zawodowymi obowiązkami i odpoczynkiem. Odbywało się to … z różnymi skutkami. Najpierw próbowałam nosić “do pracy” ubrania, w których zazwyczaj wychodzę z domu. Totalnie się to nie sprawdziło w moim wypadku. Było mi niewygodnie i nie mogłam się przez to skupić. Następnie pomyślałam, że może sam gest zamknięcia komputera firmowego będzie się wiązać dla mnie z zakończeniem dnia pracy. Niestety nie było to dla mnie wystarczające, by przełączyć się w tryb odpoczynku.
Ostatecznie zadziałały dwie rzeczy: po pierwsze - wynajęłam miejsce w biurze cooworkingowym. Uważam to za jedną z lepszych decyzji ostatniego czasu. Spacer do biura i powrót na nogach do domu pozwalają mi przygotować się do pracy i oczyścić umysł z zadań, gdy wracam. Również fakt, że pracuję w innej przestrzeni niż odpoczywam ma duże znaczenie.
Drugą zmianą, której efektu w ogóle się nie spodziewałam, było rozpoczęcie lekcji tańca. Co tydzień chodzę na zajęcia z lyrical jazz. Wychodzę z nich z głową oczyszczoną z wszelkiego stresu i natrętnych myśli. Nawet masaż nie relaksuje mnie tak dobrze. Dzięki temu, jestem w stanie odprężyć się po pracy, a dobry odpoczynek jednego dnia jest świetnym wstępem do produktywnej pracy dnia kolejnego.
Oto moje obecne metody na utrzymywanie energii i skupienia na wysokim poziomie w ciągu dnia. Uważam, że doskonalenie się w tym temacie i szukanie metod, które odpowiadają NAM jest ultra ważne. Takie metody i triki pozwalają nam pracować lepiej i wydajniej, a nie dłużej.
A gdybyście Wy mieli dodać jeszcze jeden punkt do tej listy, to co by to było? Czekam na wasze sugestie!
Ania
Title photo by Justin Veenema on Unsplash
]]>Był to miesiąc, w którym przede wszystkim rozpoczęłam nową pracę. W tym czasie stałam się częścią nowego zespołu, zaczęłam poznawać nowy produkt, ale też uczyć się efektywnie pracować zdalnie. Jest to dla mnie całkiem duże wyzwanie, które wiąże się jednocześnie z ogromną radością, jak i dużym poziomem zmęczenia. Na każdym kroku zauważam mnóstwo nowych obszarów do nauki. Czuję, że potrzebuję czasu, by to wszystko ułożyć sobie w plan i powoli, krok po kroku, atakować.
Jako że w obszarze zawodowym dużo się w tym miesiącu działo, pozostałe cele potraktowane zostały trochę po macoszemu. Ale przyjrzymy się temu, jak sprawy stoją.
Hmm… Siadając do pisania tego podsumowania czułam, że raczej nie będzie się czym pochwalić, jeśli chodzi o regularne czytanie w tym miesiącu. I tu, sama siebie zaskoczyłam, ponieważ w lutym przeczytałam:
Świetna książka, kopalnia kolejnych czytelniczych inspiracji (gdybym miała przeczytać wszystkie tytuły, które sobie z niej wynotowałam to chyba starczyłoby mi lektury na 3 lata). Warto postawić na półce i szukać w niej inspiracji. Szczególnie dużo rozmówców Tima Ferrisa poleca przeczytać “Człowieka w poszukiwaniu sensu” Victora Frankla, bardzo często przewija się również wśród tych wywiadów temat medytacji. Zamierzam się tych rad posłuchać.
PS Please, czy ja kiedyś przestanę mylić “Tools of titans” i “Tribe of mentors”? Chyba nie 😐
Kilka książek Mroza już przeczytałam, zaciekawiła mnie też jego dyscyplina pracy i chciałam poznać więcej szczegółów. Z tego też powodu zdecydowałam się na zakup tej książki, w której autor mówi więcej o swoim warsztacie. Lektura na dwa wieczory.
Co to za kobieta! Odważna, wyrazista, piękna. Widać to w jej wywiadach, bez względu na to czy się z nią zgadzamy czy nie. Kilka rozmów (w szczególności z włoskimi politykami) było z mojej perspektywy mało interesujących.
Mam rozgrzebanych jeszcze kilka innych książek, więc podsumowując - nie jest źle. 7/40
Ten obszar w lutym kulał. Nie napisałam ani jednego artykułu. To znaczy jeden prawie napisałam, ale ostatecznie nie ujrzał światła dziennego. Może jeszcze uda się do niego wrócić. Bez żadnych moich działań blog odwiedziło w ubiegłym miesiącu 689 osób.
Pracując w pełni po angielsku szlifuję język. … Przynajmniej mam taką nadzieję 😐 Prace nad powtórką gramatyki i poszerzaniem słownictwa zostawiam sobie na po kwietniowym półmaratonie.
Na maj szykuje się jeden wyjazd (początkowo nieplanowany). Dodatkowo chcę w marcu zaklepać sobie wakacyjny wyjazd na naukę windsurfingu.
Kilka treningów wpadło, ale nawet nie wiem ile 😔 W marcu rezygnuję z innych aktywności na rzecz biegania.
Pora przyjrzeć się najlepszym momentom ubiegłego miesiąca.
Przez ostatnie dwa tygodnie poczułam jak wiele chcę i mogę się nauczyć. Teraz staram się tylko, by mnie to nie przytłoczyło.
No i bym zapomniała. Otworzyłam również nową grupę na Facebooku. Egoless programmers to miejsce dla programistów i programistek chcących rozwijać swoje umiejętności miękkie, lepiej się komunikować, pracować w zespołach i organizować swoją pracę. Zapraszam Was serdecznie do dołączenia, świetnie byłoby móc współtworzyć tę przestrzeń z Wami.
Dodatkowo, w ostatnią środę, poprowadziłam live’a na temat szukania pracy zdalnej. Było mi bardzo miło spotkać się z Wami w tej bardziej bezpośredniej formie i już nie mogę się doczekać następnych! Tak jak obiecałam, temat rozwinę również w formie artykułu na blogu, więc stay tuned.
Ciao!
Ania
Photo by Carl Heyerdahl on Unsplash
]]>Jeśli chcielibyście przypomnieć sobie nad jakimi celami obecnie pracuję, znajdziecie je tutaj.
W styczniu stworzyłam 3 posty: o celach na 2019, mentoringu w IT oraz krótką (naprawdę, tylko 300 słów) powtórkę z React. Dodałam również popup zachęcający do polubienia mojej strony na fb. Styczniowe statystyki prezentują się następująco:
2503 użytkowników oznacza, że osiągnęłam cel z roku 2018 jedynie z jednomiesięcznym opóźnieniem. Dziękuję Wam wszystkim za to, że czytacie moje artykuły, za wszystkie komentarze i całe Wasze zaangażowanie.
A na luty planuje niespodziankę związaną z blogiem. Watch out!
Ten rok rozpoczęliśmy w Pradze. Z racji, że był to wyjazd sylwestrowy policzmy go jako pół (druga połowa idzie na konto 2018 😉).
0.5/5
Karnet na siłownię jest (jak przystało na początek roku oczywiście). Na siłowni skupiam się obecnie na 4 elementach: plecy (+ praca w kierunku podciągania), stanie na głowie/rękach (ćwiczenie równowagi), brzuch (praca nad toes to bar) oraz bieganie (na siłowni - bo boję się biegać po dworze gdy jest ślisko i ciemno). A że mój brat również postanowił regularnie odwiedzać siłownię - to motywujemy się nawzajem.
W styczniu skończyłam czytać 4 książki:
Czyli 4/40 - wynik znakomity. Jeśli chcecie być na bieżąco z tym co czytam, na moim Instagramie (w stories) pojawiają się informacje o wszystkich książkach . Zastanawiam się: czy bylibyście zainteresowani moimi książkowymi przemyśleniami?
A na koniec, to co w styczniu spodobało mi się najbardziej.
Taaaaak! 11 lutego zaczynam moją kolejną zawodową przygodę. Praca w całości zdalnie, bezpośrednio przy produkcie, wygląda na to, czego szukałam od dłuższego czasu. Duża część stycznia była poświęcona na rozmowy kwalifikacyjne, ale było warto. Już się nie mogę doczekać.
W styczniu udało mi się zmobilizować i wybrać na kilka dłuższych spacerów z psem. Z jednej strony wiem, że jest to dla mnie (i dla Kofisia) bardzo korzystne: oboje dostajemy porządną dawkę ruchu + mogę posłuchać sobie audiobooka lub po prostu pobyć w ciszy i pobawić się z psem. Ale z drugiej strony, nadal nie przychodzi mi to naturalnie i nie jest to moja pierwsza myśl, gdy mam trochę wolnego czasu.
Dlatego cieszę się, że kilka takich spacerów udało mi się zrobić w styczniu. Mam nadzieję to kontynuować.
A na koniec, bam! Nie spodziewaliście się, nie? W ostatnich dniach stycznia zmobilizowałam się do regularnego siadania do pisania. Chociaż nie jest to duża objętność każdego dnia, to jednak takie rzeczy całkują się w czasie i jestem już coraz bliżej celu. Motywuje mnie również fakt, że odłożyłam jeden duży projekt, którego nie mogę się doczekać, na czas po skończeniu pierwszego rozdziału. Zostało mi 6 stron 😉
I wiecie co? Dobrze jest tak szczerze podsumować sobie miesiąc. I co ważne, zauważyć to, co sprawiało nam w tym czasie przyjemność i było dla nas dobre.
Do następnego!
Ania
Photo by Kristine Tanne on Unsplash
]]>Pierwsza myśl: whoa… jak tu teraz zebrać wszystko co wiem o tym frameworku, wyciągnąć z tego to, co najistotniejsze i przedstawić tak, by miało to ręce i nogi?
Druga myśl: “Dawaj Andzia” 💪
Myśl trzecia i ostateczna, która przyszła mi do głowy już po zakończeniu rozmowy kwalifikacyjnej: “Kurczę, to jest całkiem fajne pytanie rekrutacyjne”. Aby móc w zwięzły sposób przedstawić ideę, trzeba ją dobrze rozumieć, wiedzieć co jest najistotniejsze, a bez czego można się obyć. Zadając takie pytanie możemy, oprócz zrozumienia tematu, sprawdzić w jaki sposób dana osoba mówi o technikaliach, czy umie sformułować i przekazać swoją wiedzę komuś innemu w przejrzysty sposób 💡.
Dlatego dziś, po raz drugi, podejmę się tego niełatwego zadania i postaram się upchnąć najważniejsze informacje o React w 300 słów. 300 słów to nie za mało, nie za dużo - tak w sam raz. Ocenę tego, jak mi poszło, pozostawiam Wam.
To jak? Lecimy?
React jest biblioteką pozwalającą na zarządzanie interfejsem użytkownika (UI) w aplikacji frontendowej. Jego cechą charakterystyczną jest to, że robi to w sposób deklaratywny (czyli poprzez zdefiniowanie efektu końcowego, a nie serii akcji np. dodaj/usuń element DOM).
Głównym budulcem aplikacji w React są komponenty, dzięki którym możemy podzielić aplikację na małe, reużywalne części. Elementy te tworzymy przy użyciu klas zawierających metodę render
lub zwykłych funkcji. Każdy z nich zawiera definicję części widoku, która jest najcześciej opisana przy użyciu JSX - rozszerzenia składni JS przypominającego HTMLa. W ramach JSX możemy korzystać z innych istniejących komponentów, tworząc w ten sposób strukturę drzewa.
Tworząc komponenty możemy również chcieć wykonać pewne operacje w konkretnych momentach ich “życia”, np. po tym gdy zostały umieszczone w drzewie DOM lub gdy zostały uaktualnione po zmianie danych itp.
Komponenty mogą również przechowywać i zarządzać stanem (state) oraz otrzymywać informacje od innych komponentów, przez które są używane (props). Zmiana stanu lub props uruchamia ponowne wyrenderowanie się komponentu tak, by odzwierciedlić zaistniałe zmiany na ekranie użytkownika. Eventy np. kliknięcie na element, obsługiwane są podobnie jak zdarzenia pochodzące z elementów DOM, z tą różnicą, że jako event handler zgłaszamy funkcję lub metodę naszej klasy, a nie stringa.
React korzysta z mechanizmu VirtualDOM, dzięki któremu tylko niezbędne zmiany są nakładane na DOM (jest to ważne z punktu widzenia wydajności aplikacji, ponieważ wiele modyfikacji drzewa DOM może spowodować jej znaczący spadek). By to osiągnąć, framework utrzymuje pośrednią reprezentację drzewa, w postaci JavaScriptowych obiektów. Gdy następuje jakaś zmiana (stanu lub propsów), tworzy on nową reprezentację, a następnie porównuje ją ze starą. Identyfikowane są konieczne zmiany i tylko one są aplikowane na drzewo DOM.
Uff… Jest ciężko. Zostało tylko 30 słów. Zamiast jednak wykorzystać je sama, postanowiałm zostawić je Wam.
Co ważnego dodalibyście do tego opisu?
Do następnego!
Ania
Photo by Pop & Zebra on Unsplash
]]>“Mentoring jest relacją nakierowaną na rozwój, opiekę, dzielenie się i pomoc, w której jedna osoba inwestuje swój czas, know-how i energię, żeby pobudzić i przyspieszyć rozwój innej osoby, rozwinąć jej wiedzę oraz zdolności.”[1]
Mamy więc dwie strony w takiej relacji:
W praktyce, mentoring realizowany jest zazwyczaj poprzez regularne spotkania, na których rozmawiamy, uczymy się i motywujemy. Lecz może to być również relacja nieformalna i nieregularna, gdzie starszy kolega przy piwie opowie nam o swoich doświadczeniach. Jak to się mówi - co kto lubi 👍.
Zdaje sobię sprawę, że wielu z Was może być nastawionych do tej koncepcji sceptycznie. Uważać ją za coachingowe brednie, mieć złe doświadczenia ze spotkań typu 1-1, które mogą okazać się nudne i bezużyteczne, gdy są źle prowadzone. Moim zadaniem na dziś jest przekonanie Was, że posiadanie dobrego mentora to jeden z lepszych sposobów na rozwój swojej programistycznej kariery.
Do tej pory miałam wielkie szczęście i okazję współpracować z dwójką świetnych mentorów - programistów. I na podstawie moich doświadczeń, chciałabym Wam opowiedzieć o tym, czego możecie się po takiej relacji spodziewać. Od mentora możecie oczekiwać:
Brzmi dobrze, prawda? Jednak za dużo nasłuchałam się już w swoim życiu historii o nieudanym mentoringu, niezaangażowanych nauczycielach i niewnoszących nic spotkaniach “jeden na jeden”. Okazuje się, że nie każdy mentor robi dobrze swoją robotę.
Mentor w świecie IT, to osoba, od której oczekujemy, że pomoże nam z zagadnieniami technicznymi i liczymy na jego/jej duże doświadczenie na tym polu. Jak możemy ocenić to doświadczenie? Według mnie nie jest to kwestia ilości przepracowanych lat, a bardziej ilości projektów, ich skomplikowania i zróżnicowania. Nie możemy też zapomnieć o doświadczeniach w pracy z różnymi zespołami czy w różnych typach firm (korporacjach, startupach itp.).
Od mentora należy oczekiwać szacunku i tego, że potrafi dobrze słuchać. Z jednej strony, nie będzie bagatelizował twoich problemów, ale także pokaże Ci drugą stronę medalu i uświadomi twoje błędy. Dodatkowo, dobry mentor będzie potrafił nakierować Cię na potencjalne luki w Twoim rozumowaniu, nie brzmiąc przy okazji jakby pozjadał wszystkie rozumy.
Niezaangażowany mentor jest gorszy niż brak mentora. Uczucie, że ktoś pojawia się na spotkaniach z Tobą “za karę” straszliwie demotywuje. Dobrzy mentorzy to tacy, którzy umieją budować fajne relacje z innymi ludźmi. Relacje, w których jest miejsce na zaufanie, bez którego człowiek nie ma się jak rozwijać. By zrobić coś lepiej, trzeba zaryzykować, czasem odsłonić swój czuły punkt - do tego konieczne jest zaufanie.
Ile razy spotkaliście w świecie IT osobę, która znała się na danym temacie jak nikt inny, lecz niestety nie umiała przekazać swojej wiedzy w bezbolesny sposób? No właśnie. Trudno współpracuje się z takimi osobami w roli mentorów, ponieważ brakuje im, bardzo potrzebnej w tym wypadku, umiejętności efektywnej komunikacji.
Tak się jakoś składa, że mam pewien dystans do osób, które mają kategoryczne poglądy, w szczególności w sprawach technologii. Gdy ktoś Tobie mówi, że narzędzie X jest “zawsze i wszędzie, bezwględnie lepsze” to coś tutaj śmierdzi. Z mojego doświadczenia, im ktoś więcej rzeczy widział i robił, tym mniej wygłasza takich dogmatycznych stwierdzeń. Ważne, by mentor pomagał Tobie znaleźć plusy i minusy różnych rozwiązań.
Hmmm… Różnie z tym bywa. Niektórym dopisze szczęście, inni muszą się trochę postarać. Moja rada numer 1: szukaj. Wiele firm deweloperskich prowadzi takie programy mentoringowe w ramach własnej organizacji. Jeśli tak jest w twoim wypadku, pewnie takiego mentora masz już przydzielonego. Jeśli jednak nie możesz się z nim dogadać, nie widzisz korzyści z tej relacji, to czas na zmianę. Z pewnością Twoja organizacja takie przypadki również przewiduje. A może w twojej firmie jest jakaś osoba, od której wiesz, że możesz się wiele nauczyć? Nie pozwól, by taka dobra okazja na mentorską relację przeszła Ci koło nosa!
Jeśli jednak Twoja firma takiego programu nie ma lub czujesz, że nie jest to dla Ciebie wystarczające to warto swojego mentora poszukać na zewnątrz. Możecie to zrobić w ramach darmowych programów mentorskich, takich jak np. Tech Leaders Poland lub umówić się na mentoring z konkretną osobą.
Bardzo mnie ciekawi jak to wygląda w waszych firmach? Macie mentorów? Jesteście zadowoleni ze swoich mentorskich relacji? Czy może nie widzicie wartości w tego typu działaniach? Nie mogę się doczekać Waszych opinii na ten temat!
Do następnego!
Ania
1) Gordon Shea, Can a supervisor mentor?, „Supervision”, 56 (11), 1995, s. 3.
Photo by Clark Tibbs on Unsplash
]]>Na szczęście udało mi się spisać moje aktualne cele zanim ta cała gorączka rozpoczęła się na dobre. Do planowania tego roku podeszłam w inny sposób niż zwykle. Analizując moje postanowienia na 2018 rok (tutaj), doszłam do wniosku, że:
1) za dużo było wśród nich tematów, które szybko mi się znudziły i nie miałam ochoty ich dalej realizować,
2) nie widziałam szerszej i dalszej perspektywy, przez co nie byłam zmotywowana,
3) lista zaginęła w czeluściach bloga i ślad po niej zaginął (nie wracałam do niej w trakcie roku).
Dlatego, planując co będę robić w nowym roku, chciałam podejść do tematu troszkę inaczej. W ten sposób pojawiły się nowe założenia:
Chcąc zwizualizować kierunek, w który dane cele mnie prowadzą, spisuje je w postaci kolejnych etapów do osiągnięcia. Jest to podejście zainspirowane Trzema Poziomami Mirosława Burnejki. Jeśli jeszcze nie znacie Mirka, to gorąco polecam jego kanał na YouTube, gdzie codziennie publikuje nowy vlog o prowadzeniu firmy, projektowaniu swojego życia i stawaniu się lepszym każdego dnia.
Chciałam też upewnić się, że na mojej liście nie znajdą się rzeczy, które wymyśliłam wczoraj czy przedwczoraj. Głupio to przyznać, ale często moje listy postanowień nie były do końca przemyślane 😉, np. powstawały w ciągu jednego wieczoru. To sprawiało, że pojawiały się tam cele, które tak naprawdę nic dla mnie nie znaczyły.
Tym razem, listę, którą zaraz zobaczycie, wielokrotnie przerabiałam i skupiłam się w szczególności na eliminowaniu z niej punktów. Chciałam się upewnić, że będą to marzenia, które są w mojej głowie już od dłuższego czasu.
Nie od dziś wiadomo, że dużo łatwiej realizuje nam się postanowienia, które są SMART (napisałam już kiedyś na ten temat artykuł). Jednak sztywne stosowanie się do tej reguły odbiło mi się czkawką. Traciłam motywację, bo moje zainteresowania zmieniały się w trakcie roku. Dlatego też, wśród moich obecnych celów, pojawiła się np. nauka nowego języka do poziomu B2, ale nie dospecyfikowuje na razie jakiego. Jeśli za rok bardziej niż włoski, będzie mi się podobał język rosyjski, to ruszę z rosyjskim.
Aby w tym roku częściej spoglądać na moje cele postanowiłam wdrożyć 2 strategie:
W ten sposób powstała strona z moimi aktualnymi celami, którą znajdziecie tutaj. Link jest również zawsze dostępny w menu strony.
Tyle na dziś. Do następnego!
Ania
Photo by Nikita Kachanovsky on Unsplash
]]>W moim zestawieniu absolutnie nie może zabraknąć zmian, które dzieją się aktualnie w React. Myślę, że rok 2018 upłynął we frontendowym świecie głównie pod tym hasłem. Początek roku należał do Suspense, a końcówkę 2018 rozgrzała propozycja wprowadzenia mechanizmu Hooks, o którym więcej możecie przeczytać również tutaj. Istnieje szansa, że w gąszczu tych rewelacji mogliście przegapić informacje o kolejnych lifecycle hookach i nowym context API czy wprowadzeniu React.lazy i React.memo.
Coraz więcej mówi się również o Reason i jego użyciu w połączeniu z Reactem. Dla tych, którzy jeszcze o nim nie słyszeli, Reason to nowa składnia dla OCaml, która bierze z JSa co najlepsze (w tym również część toolingu), jednocześnie oferując mocny system typów i przydatne konstrukcje, takie jak np. pattern matching czy operator pipe. Jeśli temat Was zainteresował, polecam gorąco prezentacje poniżej.
Osoby zainteresowane React Native również znalazły w tym roku coś dla siebie. Po 5 latach od powstania, doczekaliśmy się zapowiedzi dużych zmian w architekturze frameworka, które pozwolą na lepszą integrację z natywnymi częściami aplikacji, a także poprawienie szybkości bootstrapowania RN czy responsywności UI. O dokładnych planach możecie przeczytać tutaj.
Sporo w tym toku słychać było również o wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości przy użyciu JSa. Nie są to za bardzo moje klimaty, ale jeśli chcecie się dowiedzieć więcej na ten temat, gorąco polecam Wam prezentację Tomka Łakomego. Jest ona wypakowana informacjami i pokazuje Wam jak zbudować swoją pierwszą aplikację AR czy VR.
A na koniec zchodzimy na poważne tematy i możemy posłuchać o uczeniu maszynowym w JSie. Starałam się wybrać dla Was talki, które mówią o nim pod różnym kątem. Pierwszy można uznać za wprowadzający, kolejny pokazuje temat od strony praktycznej, a ostatni dotyczy TensorFlow.js, czyli konkretnego framework’a ML dla programistów JavaScript.
A jaki temat według Was mocno zaznaczył swoją obecność w mijającym roku? A może jakiś talk o niszowym temacie mocno zapadł Wam w pamięć? Podzielcie się!
Ania
Photo by Hermes Rivera on Unsplash
]]>